czwartek, 16 lutego 2012

... bo o Grammy nie było!

W minioną Niedzielę odbyła się uroczysta gala wręczenia "muzycznych Oscarów®" Grammy®. Mimo, iż byłem pod wielkim wrażeniem całej uroczystości, to nie zdążyłem jeszcze nic tutaj naskrobać. 

Troszkę o Whitney...
Rozpocznijmy może od tego, że przez cały wieczór wspominano o Whitney Houston. Nic w tym dziwnego, w końcu artystka zmarła 24 godziny przed tym jak w pięknej sukni miała paradować po czerwonym dywanie. Wielka strata spotkała nie tylko fanów czy rodzinę, ale również cały przemysł muzyczny. Jej wykonanie hitu "I Will Always Love You" zapamiętamy chyba, do końca świata, a M
momentem szczytowym gali było wykonanie przez Jennifer Hudson, właśnie tego utworu.

Kto najlepszy?
Na pewno wielkie brawa na stojąco należą się Adele. Brytyjka nie tylko wyszła do domu z sześcioma statuetkami, to jeszcze dała pierwszy występ na żywo po operacji. Fani i nie tylko, myślę że się nie zawiedli. Refren utworu "Rolling In The Deep" jest wciąż tak samo mocny, jaki był kilka miesięcy temu. Obawialiśmy się czy Adele da sobie rade.. Niepotrzebnie.

Niewątpliwie najgłośniejszym występem wieczoru było show Nicki Minaj. Czy to, że pisano o nim w mediach czyni go też najlepszym? Tym razem okazuje się, że tak. Raperka po raz pierwszy wykonała premierowy utwór "Romans Holiday". Na scenie pojawiła się jako swoje alter-ego, na którym zostaje przeprowadzony egzorcyzm. Jego matka uważa, że chłopak jest opętany, a tak naprawdę jest on po prostu gejem. Uważam, że nowa piosenka Nicki stanie się wielkim hitem, gdy tylko zostanie wydana. Prasa rozpisała się na temat, jakoby artystka chciała obrazić Chrześcijan... no cóż nie mi to oceniać, mnie nie obraziła, ale niech każdy sam oceni.


Wielką klasę pokazał również Bruno Mars. Mimo, że naprawdę darzę go znikomą sympatią to szczena mi opadła, kiedy artysta wykonał "Runaway Baby". Energia z jaką poruszał się na scenie, na dodatek śpiewając w 100 procentach na żywo....  No cóż, czapki z głów. 

Kto niekoniecznie dał czadu?
Chris Brown... zastanawiam się kto wciąż pozwala mu na występy podczas rozdań nagród? Zwłaszcza tak ważnych jak Grammy? Jestem zdecydowanie na NIE. Po tym jak skompromitował się podczas VMA 2011, nic nie powinno mnie już zdziwić. Jak się okazuje damski bokser dał radę! 

Myślę, że reszta poradziła sobie z występami na żywo bardzo dobrze. Katy Perry, zaprezentowała nowy singiel, na czerwonym dywanie pojawiły się specjalne wysłanniczki Ellen DeGeneres.. Jedynie Lady Gaga chyba rozczarowała swoich potworów.  Nie tylko nie odebrała żadnej statuetki, nie pojawiła się w wymyślnej kreacji, ale również nie wystąpiła. Szkoda, zawsze miło jest popatrzeć (i posłuchać) Mother Monster...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz