Rihanna już nie krzyczy... teraz chce rozmawiać...


Rihanna przyzwyczaiła już chyba swoich fanów, aby raz w roku dawać im dawkę nowej muzyki. Rok po ukazaniu się ostatniego krążka, pojawia się kolejny o jakże ironicznym tytule "Talk That Talk". O czym młoda barbadoska chce z nami rozmawiać? Ano o miłości (zaskakujące?)... w przeważającej ilości piosenek stara się nam przekazać, że znalazła uczucie w beznadziejnym miejscu,e jest pijana z miłości, głupia oraz, że kocha gdy "ktoś jej (coś) robi".

You Da One otwiera całą "rozmowę". Wydaje mi się, że nie bez powodu zdecydowano się by piosenka była kolejnym singlem promującym album. Nie jest najmocniejszym punktem płyty, ale na pewno utrzymuje pewien poziom. Dalej jest tylko przyjemniej...
Dzięki "Where Have You Been" artystka zaliczy swój kolejny numer #1 na listach przebojów. Mocny dubstep, beat którego długo nie zapominamy, na dodatek całość ładnie ubrana w dobrze nagrany (przerobiony?) wokal Riahanny. We Found Love, po pierwszym przesłuchaniu całęgo Talk That Talk brzmi jak pewnego rodzaju wizytówka albumu. Nic bardziej błędnego, do innych kawałków musimy się po prostu przyzwyczaić... Utwór Talk That Talk przez pierwsze kilkanaście sekund brzmi naprawdę rewelacyjnie, na dodatek w prezencie mamy Jay'a-Z, niestety w pewnym momencie utwór robi się strasznie monotonny i mamy ochotę szybko przesunąć dalej. W "Cockiness" niewątpliwie wrażenie robi męski wokal, który jednocześnie jest podkładem piosenki. Przez cały kawałek mamy wrażenie, że został on nagrany dla jaj. Zabawny, chwytliwy.. dobry na poprawę humoru (np. w zatłoczonym autobusie, w porannych godzinach, kiedy spieszymy na studia czy do pracy). Dalej mamy nastrojowe "We All Want Love", to niewątpliwie pierwszy utwór, przy którym mamy wrażenie, że wszystko co dobre na tej płycie już było. Szybko, jednak o tym zapominamy kiedy w głośnikach pojawia się "Drunk On Love"! Refren "wali" z nóg. Mimo, iż nostalgiczny, to jednak bardzo energetyczny utwór, który sprawia, że w pewnych momentach na ciele pojawiają się ciarki. "Roc Me Out" przekonuje nas o tym, że Rihanna nie zejdzie ze sceny prędko! "To jest jej czas" - myślimy, podrygując jednocześnie głową w rytm swoistego patosu XXI wieku, który słyszymy w tle. "Watch n' Learn" nie jest najgorszą kompozycją albumu ale na pewno jest kolejnym (po "We All Want Love") zapychaczem, a takich nie lubimy. Na zakończenie mamy balladę Farewell. Tutaj również, nie jest najgorzej ale kiedy przypomnimy sobie zakończenia dwóch poprzednich płyt to ten kawałek wypada niesamowicie blado...

Posiadacze wersji Deluxe płyty, mogą nie tylko cieszyć się niewątpliwie pięknym wydaniem albumu, ale także 3 dodatkowymi utworami. "Do Ya Thang" zupełnie nie przypadł mi do gustu. Kojarzy mi się z tymi dość kiepskimi kawałkami z albumu "Music Of The Sun". Jak to ostatnio modnie jest mówić "jestem na nie" lub "nie lubię tego". "Red Lipstick" jest 100% dowodem na to, że nie powinniśmy żałować wydanych kilkunastu złotych więcej. Tack przenosi nas w czasy "Rated R"... Czujemy się nieziemsko, po przesłuchaniu "Czerwonej Szminki". "Fool In Love" jest zakończeniem, godnym tak dobrej płyty...

Rihanna niewątpliwie poradziła sobie i tym razem całkiem nieźle. "Rated R" wciąż pozostaje moim ulubieńcem, ale TTT jest albumem dużo dojrzalszym niż "Loud". Efekt techna może troszkę irytować, ale przynajmniej mamy poczucie, że słuchamy dobrego techna....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz